Strona:Maria Buyno-Arctowa - Dumny smerek. Duch burzy.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz król smereków nie słyszał, czy też słyszeć nie chciał słów tych: rósł w siłę, dumę, potęgę — i wreszcie wierzyć począł, że niema nad niego większej mocy.
Aż raz...
Było to w jesienny, upalny dzień. Od rana po niebie przepływały tłumnie ciemne chmury, słońce paliło niemiłosiernie, powietrze było ciężkie i duszne. Ptactwo latało niespokojnie, nie śmiąc przerwać gniotącej ciszy swym szczebiotem, drzewa chyliły trwożnie swe korony — cała ziemia zdawała się być zalękniona i pełna jakiegoś oczekiwania.
Tylko on, król smereków, stał spokojnie, majestatycznie, bez cienia trwogi, a słysząc dolatające go odgłosy niepokoju, szumiał dumnie:
— Niechaj przyjdzie! Zmierzymy się! Zobaczymy, kto silniejszy!
W nocy przyszedł, przeczuwany przez wszystkich, niszczyciel gór — wiatr halny! Którędy przebiegł, szumiąc, świszcząc i wyjąc — leżały powalone pnie, potrzaskane korony drzew, sypały się kamienie, zostawała zżółkła, spalona trawa. Wszystko naokół drżało z trwogi.
Wątłe smereki na zboczu góry tuliły się do siebie rozpaczliwie, czekając niechybnej śmierci.
A król stał nieustraszony, wyczekując z niecierpliwością chwili, kiedy będzie mógł się zmierzyć ze strasznym wrogiem.
Aż nagle zadrżało wzgórze, wszystko naokół zajęczało, zapłakało, gnąc się ku ziemi. Z hukiem i szumem nadbiegł wiatr halny, a ujrzawszy stojący samotnie na wzgórzu dumny smerek, uderzył weń z całą mocą.
Smerek zachwiał się, zakołysał, lecz stał na miejscu.
— Co? — zawył wicher — śmiesz mi się sprzeciwiać, mnie, mocarzowi gór!
— A wiesz ty, ktom ja? — dumnie zaszumiało drzewo. — Jam król smereków!