Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wsze”; — o przyszłości, o śmierci nawet, mówiła jako o rzeczy wspólnej dla nich dwojga. W owym czasie, wszystko co Swann mówił, budziło w niej podziw. „Ty nigdy nie będziesz taki jak wszyscy”. Patrzała na jego długą głowę, trochę łysą, o której ludzie znający sukcesy Swanna powiadali: „Nie jest klasycznie piękny, to pewna, ale jest szykowny: ten tupecik, ten monokl, ten uśmiech!” — i bardziej może ciekawa poznać co w nim siedzi niż spragniona zostać jego kochanką, powiadała:
— Gdybym mogła wiedzieć, co tam się kryje w tej głowie!
Teraz, na każde odezwanie się Swanna, odpowiadała, czasami z irytacją, czasami pobłażliwie:
— Och, ty już nigdy nie będziesz taki jak wszyscy!
Patrząc na tę głowę, trochę tylko postarzałą od zgryzoty (ale o której wszyscy teraz myśleli, siłą tej samej zdolności, która pozwala odgadnąć intencje symfonicznego utworu, skoro się przeczyta komentarz w programie, lub podobieństwo dziecka kiedy się zna jego rodzinę: „Nie jest może zdecydowanie brzydki, ale jest śmieszny: ten monokl, ten tupecik, ten uśmiech!” — w ten sposób zasugestjonowana wyobraźnia ogółu określała ową nieuchwytną granicę, jaka dzieli, na kilkomiesięczną odległość,

75