Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ze spojrzeniem pełnem czułości i pokusy, i tak ładną, że nie mógł się wstrzymać, aby nie wysunąć ku niej warg, jakgdyby była tuż i jakgdyby ją mógł pocałować. I za to czarujące i życzliwe spojrzenie, zachował dla niej tyle wdzięczności, co gdyby ono istniało naprawdę; jakgdyby, to nie było tylko jego urojenie, sposób uczynienia zadość własnym pragnieniom.
Jaką on jej musiał sprawić przykrość! Z pewnością miał dość przyczyn do urazy, ale przyczyny te nie wystarczyłyby, gdyby tak nie kochał Odety. Czyż nie miał równie poważnych pretensyj do innych kobiet, którym mimo to oddałby dziś chętnie jakąś przysługę, nie czując do nich gniewu, bo ich już nie kochał? Gdyby miał kiedyś osiągnąć tę samą obojętność w stosunku do Odety, zrozumiałby, że to jedynie zazdrość kazała mu znajdować coś okrutnego, nieprzebaczalnego w owem jej pragnieniu, tak naturalnem w gruncie, płynącem z odrobiny dzieciństwa, a także z pewnej delikatności duszy, aby móc z kolei — skoro się nadarzyła sposobność — odwzajemnić państwu Verdurin ich grzeczność, zabawić się w panią domu.
Wracał do tego punktu widzenia, przeciwnego perspektywom jego miłości i zazdrości. Silił się wznieść do jakiejś bezstronności intelektualnej; brał w rachubę różne możliwości, próbował sądzić

47