Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

budzić odźwiernego, wychylał się z okna aby wołać Odetę o ileby to była ona, bo, mimo poleceń z któremi schodził dziesięć razy osobiście na dół, mogli powiedzieć Odecie że go niema w domu. To służący wracał! Swann śledził nieustanny ruch pojazdów, na który dawniej nigdy nie zwrócił uwagi. Słyszał każdy wehikuł, zdaleka, bliżej, coraz bliżej; słyszał jak mija jego bramę nie zatrzymując się, i dalej niesie jakąś obecność nie przeznaczoną dla niego. Czekał całą noc, i bardzo zbytecznie, bo państwo Verdurin przyspieszyli powrót i Odeta była w Paryżu od południa. Nie przyszło jej na myśl uprzedzić Swanna; nie wiedząc co robić z czasem, spędziła wieczór w teatrze sama, oddawna wróciła już do domu i spała.
Bo Odeta nawet nie pomyślała o nim. I takie chwile, w których zapominała poprostu o istnieniu kochanka, były Odecie najużyteczniejsze, lepiej pomagały jej przywiązać Swanna, niż cała jej kokieterja. Bo w ten sposób Swann żył w ciągłym bolesnym niepokoju, dość potężnym, aby rozwinąć jego miłość, już owego dnia, kiedy nie zastał Odety u Verdurinów i szukał jej cały wieczór. I nie miał — jak ja je miałem w Combray w mojem dzieciństwie — szczęśliwych dni, w których zapomina się cierpień, mających odrodzić się wieczorem. Swann spędzał dnie bez Odety; chwilami powiadał sobie,

34