Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ność! Mam przed sobą prawdziwą dumną Guermantes, wnuczkę Genowefy Brabanckiej!” I skupienie, jakiem oświecałem jej twarz, wyodrębniało ją tak, że dziś, kiedy wspomnę tę uroczystość, niepodobna mi ujrzeć nikogo z obecnych, poza nią i poza szwajcarem, który odpowiedział twierdząco, kiedym go spytał czy owa dama jest panią de Guermantes. Ale ją samą widzę; zwłaszcza w chwili defilady w zakrystji, którą oświecało niepewne i gorące słońce owego wietrznego i burzliwego dnia, gdy pani de Guermantes znalazła się pośród wszystkich tych mieszkańców Combray. Nie znała nawet ich nazwisk, ale niższość ich zbyt dobitnie stwierdzała jej przewagę, aby nie miała dla nich odczuć szczerej życzliwości, spodziewając się zresztą tem bardziej zaimponować im uprzejmością i prostotą. Nie mogła na nich zwracać owych spojrzeń świadomych, naładowanych określonym sensem, któremi się darzy osoby znajome; pozwalając tedy swoim roztargnionym myślom tryskać strumieniem błękitnego blasku którego nie mogła powstrzymać, nie chciała aby ten blask mógł onieśmielać, aby się mógł wydać wzgardliwy drobnym ludziom których spotykał po drodze, których dosięgał co chwila. Widzę jeszcze, nad jedwabistym i sutym fontaziem lila, słodkie zdziwienie jej oczu, któremu przydała — nie śmiejąc go przeznaczyć dla nikogo, ale tak aby wszyscy mog-

75