Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lub komeżką ministranta, rybak ten był jedyną postacią, której tożsamości nigdy nie mogłem ustalić. Musiał znać moich rodziców, bo uchylał kapelusza kiedyśmy przechodzili; chciałem wówczas spytać go o nazwisko, ale dawano mi znak abym milczał i nie straszył ryby. Wędrowaliśmy ścieżką, biegnącą nad strumieniem, po skarpie na kilka stóp wysokiej; z drugiej strony brzeg był niski, rozpościerał się rozległemi łąkami aż do miasteczka i do dość odległego dworca kolei. Łąki te były usiane nawpół zagrzebanemi w trawie resztkami zamku dawnych hrabiów Combray, któremu w średnich wiekach łożysko Vivonne służyło od tej strony za obronę przeciw napadom panów na Guermantes i opatów Martinville. Były to już tylko jakieś szczątki wież, wzdymające łąkę, ledwie widoczne; jakieś blanki, skąd niegdyś kusznik miotał kamienie, skąd czatownik śledził Novepont, Clairefontaine, Martinville-le-Sec, Bailleau-l’Exempt, wszyskie lenna Guermantes, któremi Combray było okolone, dziś zrównane z ziemią, opanowane przez uczniaków szkoły klasztornej, którzy przychodzili tam uczyć się lekcyj lub bawić się na pauzie; — przeszłość, niemal skryta pod ziemią, rozciągnięta nad rzeką niby letnik zażywający chłodu, ale dająca mi wiele do myślenia; sprawiająca, iż pod nazwą Combray wyrastał dla mnie, obok dzisiejszego miastecz-

59