Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przerywa spokoju dnia, ale że go uwalnia od jego zawartości, i że dzwonnica — niedbale i starannie, jak ktoś nie mający nic innego do roboty — przycisnęła w danym momencie jedynie pełnię ciszy, aby z niej wycisnąć i upuścić parę kropelek złota, które w niej, powoli i nieznacznie, zebrało gorąco.
Największym urokiem strony Guermantes było to, że szło się prawie cały czas wzdłuż Vivonne. Przebywało się rzekę pierwszy raz w dziesięć minut po wyjściu z domu, kładką zwaną Stary Most. Zaraz na drugi dzień po naszym przyjeździe, w dzień Wielkiej Nocy, po kazaniu jeżeli było ładnie, pędziłem tam, aby, po zamęcie świątecznego poranka, kiedy uroczyste przygotowania tem bardziej uwydatniają szpetotę walających się jeszcze sprzętów gospodarskich, spojrzeć na rzekę. Już przechadzała się w błękicie między czarnemi jeszcze i nagiemi brzegami, jedynie w towarzystwie zgrai prymulek przybyłych zbyt rychło, oraz za wczesnych pierwiosnków, podczas gdy tu i ówdzie fiołek o niebieskim dzióbku zginał łodygę pod ciężarem kropli zapachu, którą dźwigał w swoim różku. Stary Most wychodził na ścieżkę, wytapetowaną w tem miejscu w lecie niebieskiemi liśćmi orzecha, pod którym rozsiadł się rybak w słomkowym kapeluszu. W Combray, gdzie wiedziałem jaka osobowość — kowala czy chłopca sklepowego — kryje się pod uniformem szwajcara

58