Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i wszystko razem brzmiało, jak najczystsza poezja. Rilla wracała do domu z Doliny Tęczy, biegnąc raczej, niż idąc.
Lecz takie chwile radości rzadko zdarzały się tej jesieni. Coprawda pewnego dnia wrześniowego przybyła wieść o wielkiem zwycięstwie koalicji na Zachodzie i Zuzanna pośpieszyła wywiesić flagę, po raz pierwszy od tego czasu, kiedy rosyjski front został przerwany.
— Widocznie wreszcie wielka ofensywa się rozpoczęła, pani doktorowo, — wołała z radością, — rychło ujrzymy smutny koniec Hunnów. Na Boże Narodzenie nasi chłopcy będą już w domu. Hurra!
Zawstydziła się sama tego okrzyku i zaczęła się zaraz tłumaczyć, dlaczego ogarnął ją taki wybuch radości.
— Istotnie, pani doktorowo, te dobre wieści uderzyły mi do głowy po tem strasznem lecie, po niepowodzeniu Rosjan i odwecie w Gallipoli.
— Dobre wieści! — uśmiechnęła się z goryczą panna Oliver. — Wątpię, czy kobiety, których mężowie zostali zabici w tej walce, będą uważały to za dobre wieści. Ponieważ nasi żołnierze nie przebywają w tej części frontu nie zastanawiamy się, ile żyć ludzkich kosztowało to zwycięstwo.
— Nie wolno się tak na to zapatrywać, kochana panno Oliver, — zaklinała Zuzanna. — Nie cieszyliśmy się ostatniemi wypadkami, a przecież podczas nich ludzie również byli zabijani. Nie należy tak upadać na duchu, jak biedna kuzynka Zofja. Gdy usłyszała o zwycięstwie, zaraz znalazła na to wykręt: „Ach, to jest tylko chwilowe rozjaśnienie