Strona:Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wzioł tu był gdzieś w którymści Cesarskim pałacu strusia żywego dziwnie ślicznego; tedy y tego, aby się nam żywcem nie dostał, kazał ścionć. Co zaś za delicye miał przy swych namiotach, wypisać niepodobna. Miał łaźnie, miał ogródek y fontanny, króliki, koty, y nawet papuga była, ale że latała, nie mogliśmy iey poimać. Dziś byłem w mieście, które by iuż było nie mogło trzymać dłużey nad pienć dni. Oko ludzkie nie widziało nigdy takich rzeczy, co to tam miny porobiły. Z Beluardów podmurowanych okrutnie wielkich y wysokich, porobiły skały straszliwie, y tak ie zruinowali, że wiencey trzymać nie mogły. Pałac Cesarski w niwecz od kul zepsowany. Woyska wszystkie, które dobrze barzo swoią czyniły powinność, przyznały Panu Bogu a nam te wygrano potrzebę. Kiedy iuż nieprzyiaciel poczoł uchodzić y dał się przełamać, (bo mnie się przyszło z Wezyrem łamać, który wszystkie a wszystkie woyska na moie skrzydło prawe sprowadził, tak że iuż nasz środek albo corpus, iako y lewe skrzydło nie miały nic do czynienia, y dla tego wszystkie swoie niemieckie posiłki do mnie obróciły[1]; przybiegały tedy do mnie Xionżenta, iako to Elector Bawarski, Waldek, ściskaiąc mię za szyie a całuionc w gembę, generałowie zaś w rence i w nogi: Cóż dopiero Żołnierze, Officerowie y Regimenty wszystkie kawaleryi y Inffanteryi, wołały: „Ah unzer brawe Kenig!“

  1. Przypis własny Wikiźródeł W tekście ponownie przypis nr 1; błąd w druku lub brak przypisu do danego fragmentu.