Strona:Lew Tołstoj - Spowiedź.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pchnęli od nieznanego mi brzegu, wskazali kierunek drugiego brzegu, dali w niedoświadczone ręce wiosła i zostawili samego. Pracowałem, jak mogłem wiosłami i płynąłem; ale im dalej wypływałem na środek rzeki, tem bystrzejszym stawał się prąd, który mnie odpychał od celu i tem częściej i częściej spotykałem wioślarzy tak samo jak i ja porwanych prądem.
Spotykałem samotnych wioślarzy, którzy nie przestawali wiosłować, i takich, którzy wiosła porzucili, i wielkie łódki, ogromne okręty, pełne ludzi; jednych walczących z prądem, i takich co mu się poddawali. I im dalej płynąłem, patrząc na wszystkich płynących w dół potoku, zapominałem o wskazanym mi kierunku.
Na środku potoku, wśród ścisku łódek i okrętów, niesionych w dół. Zupełnie straciłem kierunek i rzuciłem wiosła. Ze wszystkich stron z radością i weselem płynęli w dół żeglarze, zapewniając mnie i siebie nawzajem, że nie może być innego kierunku.
I ja im wierzyłem i płynąłem z nimi. I tak mnie daleko zaniosło, tak daleko, że usłyszałem szum porogów, o które