Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie to, jak moje melodye rozlegały się po obszernym naszym ogrodzie; zajmowaliśmy w oficynie dawną naszą szkołę, dziś na kwaterę paniczów zamienioną. Ojciec mój w cichy letni wieczór posłyszał raz grę moją i zawoławszy Szczepana zapytał:
— Kto to tam tak wygrywa?
— A to pan Wincenty proszę łaski JWPana tak się wyuczył w korpusie.
— No, no — mruknął ojciec — wcale nie źle, musi nam kiedy zagrać.
W końcu lipca na dzień św. Anny zjechało się dosyć osób w dom naszych rodziców, były to bowiem imieniny mojej matki; panicze wystąpili w świątecznych sukniach, ja w nowym mundurze odróżniałem się od braci. Nie wiem czy to mój strój wpadł ojcu w oko, czy przypomniał sobie moją grę, dosyć, że kiedy wstawano od dosyć długo ciągnącego się obiadu a myśmy dziękowali rodzicom, ojciec w przystępie widać dobrego humoru, odezwał się:
— Panie Wincenty, a przynieśno swój flecik i przyjdź nam tu zagraj, tylko się dobrze popisz.
Zarumieniwszy się po uszy, a nie wolno było się tłómaczyć, przyniosłem flecik i ukłoniwszy się na środku pokoju wśród zgromadzonych gości, zagrać musiałem jednego i drugiego kuranta; uwolniwszy się zaś z tej łaźni, pobiegłem pędem do oficyny, gdzie rozpłakałem się, w drobne kawałki potrzaskałem mój flecik z tem silnem postanowieniem, że się żadnego instrumentu w życiu mojem nie dotknę. Tak więc na zawsze po-