Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwie do drugiej klasy, pomiędzy malców, nad którymi wzrostem dominowałem. Kiedym pierwszy raz wszedł do klasy, powitany byłem chórem śmiechu i wrzawy największej przez moich towarzyszy malców, co mnie już ogromnie rozgniewało. Najgorsi z nich byli niemczaki, którzy wysuwając się naprzód, przedrzeźniali się nade mną najwięcej. Malec jakiś podsunął się do mnie blizko i zaczął wykrzykiwać: »Co to za drągal jakiś!« Ja nie namyślając się, jak go trzepnę w buzię, a miał duże wystające naprzód zęby, zalał się krwią i wpadł pod ławkę, ale profesor wszedł i zrobiło się cicho. Biedaczysko niemczak wypluł trzy zęby, które tak na mnie wyszczerzał, a ja usiadłem w ławce jak najspokojniej. Odtąd uwolniłem się nadal moim bohaterskim czynem od dalszych szykan kolegów, a nawet okazaną siłą i odwagą zyskałem sobie poszanowanie; już mnie nie zaczepiano nigdy a później w zabawie i sporach byłem przewodnikiem i sędzią całej klasy.
W lat czterdzieści może później, mieszkając w okolicy Torunia parę mil od tego miasta odległej, byłem tam w jakimś interesie handlowym; przechodząc ulicą przeczytałem nad apteką nazwisko »Schwarc«, przyszło mi na myśl, czy to nie mój kolega? Wchodzę, za komptuarem stoi średnich lat mężczyzna, któremu z po za warg wyglądała próżnia w górnej szczęce; odzywam się tedy do niego:
— Zapewne z panem Schwarcem, właścicielem tej apteki mam przyjemność mówić.
— Ja Herr Graf — bo poznał we mnie przybyłego z Polski obywatela.