Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szła mi myśl pusta zaintrygować księdza kaznodzieję i udając głos kukułki, zawołałem parę razy, kuku! Ksiądz zadziwiony, nie słysząc nigdy tak w blizkości kościoła tego ptaka, podniósł głowę do góry, ale nic nie dostrzegłszy, zaczął znowu swoją przechadzkę odbywać; ja ucieszony, żem go zwiódł tak doskonale, powtórzyłem po raz drugi moje, kuku! Kaznodzieja znów spojrzał w górę i pomiarkowawszy figiel któregoś z uczni, wolnym krokiem poszedł ku klasztorowi. Poczekawszy jakąś chwilę, zsunąłem się ostrożnie z drzewa i chyłkiem wydostałem się przeciwną furtką cmentarza, kontent, że mi się tak wybornie udało. Przez resztę dnia i przez niedzielę byłem w najlepszym humorze; w poniedziałek jednak na pierwszą lekcyę wchodzi, jak na toż ksiądz kaznodzieja i po modlitwie odmówionej z nami, usiadłszy w katedrze jak najspokojniej, odezwał się »kukułka flectat«.
W klasie cisza się zrobiła, że możnaby muchę było usłyszeć, na mnie skóra zadrżała, ale przypuszczając, że mnie nie widział, nie wychodzę; powtarza więc znów »kukułka flectat!» i jakoś spojrzał w moją stronę, więc sądząc, że czyta całą prawdę na mojej zarumienionej twarzy wyszedłem jak niepyszny na środek i takich mi piętnaście batów wsypał, że ich chyba przez całe życie moje nie zapomnę.
Poza miastem znajdowały się figury w rodzaju kapliczek, w których pomieszczone były stacye męki Pana Jezusa; jednej niedzieli z córką naszej gospodyni w moim mniej więcej wieku będącej, wybrałem się po obiedzie na zwiedzenie tych kaplic. Spotkaliśmy tam