Przejdź do zawartości

Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Widziała nóż twój jego krwią dymiący,
Tenze sam, coś go niegdyś na nią podniósł,
Tylko go twoi bracia odtrącili.
Gloster. Uniósł mnie jej zły język, co potwarczo
Ich winę zwalał na mój kark niewinny.
Anna. Uniósł cię twój zły umysł, który nigdy
O niczem innem nie śnił jak o rzeziach.
Nie tyżeś tego zamordował króla?
Mów.
Gloster. Dajmy na to.
Anna. Dajmy na to, zbójco!
Daj Boże także, abyś za bezbożny
Ten czyn, na wieki został potępiony! -
On był tak dobry, łagodny, cnotliwy!
Gloster. Tem ci godniejszy być u króla niebios.
Anna. W niebie on, dokąd ty nigdy nie dojdziesz.
Gloster. Wdzięczność mi winien za to żem mu pomógł
Dostać się ówdzie; tam odpowiedniejsze
Miejsce dla niego niżeli na ziemi.
Anna. Dla ciebie tylko jedno odpowiednie:
A tem jest piekło.
Gloster. Tak, i jeszcze jedno;
Chceszli, miledy, abym je wymienił?
Anna. Chyba więzienie.
Gloster. Sypialnia, miledy.
Anna. Zatruty spokój niech będzie w pokoju,
Gdzie ty spoczywasz!
:Gloster. Będzie nim, o pani,
Tak długo, póki nie spocznę przy tobie.
Anna. Tak się spodziewam.
Gloster. Ani wątpię o tem.
Tymczasem, pełna wdzięków ledy Anno,
aby sprowadzić w poważniejsze szranki
To ostre starcie się naszych dowcipów,
Powiedz mi, czyli ktoś, co spowodował
przedwczesną śmierć tych dwóch Plantagentów: