Przejdź do zawartości

Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jakeś schłonęła tę krew wytoczoną
Jego ramieniem zaprzedanem piekłu.
Gloster. Nie znasz prawideł miłości bliźniego,
Miledy, która za złe każe dobrem,
Błogosławieństwem za przekleństwa płacić.
Anna. A ty, poczwaro, ty żadnych praw nie znasz,
Boskich ni ludzkich; najdzikszy zwierz nawet
Zna przecie jakieś uczucia litości.
Gloster. Ja nie znam żadnych, przetom też nie zwierzę.
Anna. Co za dziw, kiedy szatan mówi prawdę!
Gloster. Większy dziw, kiedy anioł tak jest gniewny. -
Pozwól, niewiasty boski arcywzorze,
Bym się z zakału tej mniemanej winy
Przy sposobności oczyścił przed tobą.
Anna. Pozwól, zarazo w postaci człowieka,
Bym cię z powodu tej winy uznanej
Przy sposobności przekleństwem okryła.
Gloster. Piękności. wyższa nad wszystkie wyrazy!
Ścierp, bym z zarzutów się usprawiedliwił.
Anna. Szkarado, niższa nad wszelkie pojęcie,
Stryczkiem najlepiej się usprawiedliwisz.
Gloster. Taką rozpaczą obwiniłbym siebie.
Anna. Rozpacz by ciebie usprawiedliwiła,
Skorobyś wywarł zasłużoną zemstę
Na sobie samym, za niezasłużone
Zabójstwo na drugich.
Gloster. Przypuścmy, miledy
Żem nie ja śmierć im zadał.
Anna. Więc przypuszczasz,
Że nie zginęli: zginęli jednakże
I to z twej ręki, piekielny siepaczu.
Gloster. Nie ja zabiłem twego, pani, męża.
Anna. Więc jeszcze żyje?
Gloster. Nie, zaiste: padł on
Z ręki Edwarda.
Anna. Kłakmiesz! Małgorzata