Przejdź do zawartości

Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

By, niezależnie od stopnia, nikt nie miał
Z księciem Klarensem potajemnych rozmów.
Gloster. Czy tak? Toć możesz, mości Brakenbury,
Słyszeć, jeżeli chcesz, wszystko co mówim.
Nie knujem spisków, panie, mówiliśmy,
Że Król Jegomość jest mądry, cnotliwy;
Że Jej Królewska Mość jest już cokolwiek
W latach podeszłą, piękną, nie zazdrosną;
Że żona Szora ma prześliczną nóżkę,
Milutkie oczy, koralowe usta,
Dźwięczny głos; wreszcie, że krewni królowej
Wyszli na wielce znakomitych ludzi.
Coż waćpan na to? Sądziszli przeciwnie?
Brakenbery. Milordzie, jestem w tym puncie jak w rogu.
Gloster. Jak w rogu, w puncie pani Szor? Wiedz aspan,
Że prócz jednego nie wolno nikomu
Bywać w tym punkcie, chyba pokryjomu.
Brakenbery. Cóż to za jeden, panie, co mu wolno?
Gloster. Jej mąż, obwiesiu; chciałżebyś mnie podejść?
Brakenbery. Racz mi przebaczyć, a milordzie, przytem
Zaniechać dalszej z książęciem rozmowy.
Klarens. Znamy powinność twoją, Brakenbery,
Będziemy przeto posłuszni.
Gloster. Jesteśmy
Poniżonymi sługami królowej.
Być więc posłusznymi musim. Bądź zdrów, bracie:
Pójdę do króla, i do czegokolwiek
Zachcesz mnie użyć, chociażby mi przyszło
Nazwać Edwarda połowicę siostrą,
Wszystko uczynię, aby cię uwolnić.
Bądź jak bądź, twardy ten postępek brata
Dotknął mnie bardziej, niż sobie wystawiasz.
Klarens. Wiem, że to obu nam się nie podoba.
Gloster. Nie długo zresztą potrwa twa klauzura;
Wyrwęć z niej lub się sam do niej dostanę: