Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy Ditto przybył, pan Jan był już zimny zupełnie, przestał cierpieć — złamał się pod ciężarem, który przez całe życie dźwigał — umarł.
— Umarł — powtarzał doktór, badając śmiertelne szczątki przyjaciela, — umarł nie dlatego, że z konia spadł, bo już nie żył, gdy spadał; umarł, bo wyczerpany organizm przestał funkcyonować. Właściwie, pękła żyła sercowa, skończyło się. Tam cierpiały nerwy, cierpiał cały organizm, psuło się wszystko powoli, potrosze, naprawić nie było kiedy, kres nadszedł prędzej, niż należało, niżby spodziewać się można.
Nie dziw. Ten człowiek dużo cierpiał, nieraz w jeden dzień więcej przebolał, niż inny w przeciągu roku... Od młodości, aż do kresu dni swoich, dźwigał brzemię nad siły, dźwigał, dźwigał, aż przerwał się, i upadł.
Biedny Syzyf...
Pochowano go obok matki, w podziemiach kapliczki, która całemu temu rodowi za grobowiec służy, przeszedł przez życie cicho, a jednak pożytecznie, uczciwie; oddał rodzinie co miał, inteligencyę swoją, pracę życia...
Więc też łzy rodziny trumnę jego zrosiły.