Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dorobił!? — rzekła z gorzkim uśmiechem — czyż tylko jedynie i wyłącznie dla dorobku żyjemy? czy po za troską o kawałek chleba, o dobrobyt, czyż nad majątek nie ma już nic na świecie? A, panie, gdyby tak było istotnie, to nie warto byłoby żyć...
— Panno Franciszko — odezwał się szyderczo Marcinkowski — mówi pani pięknie i z przekonaniem...
— Z najgłębszem.
— Wierzę pani, ale to głos młodości i, panie dobrodzieju, że tak powiem niedoświadczenie...
— Słusznie, słusznie — wtrąciła pani Janowa — głos młodości i niedoświadczenia.
— Mamo!
Marcinkowski w dalszym ciągu perorować zaczął.
— Nic dziwnego — rzekł — pani jeszcze taka młodziutka, ha! ha! taka młodziutka, jak naprzykład wyrażając się poetycznie, pączek, że tak powiem, róży... doświadczenie zaś przychodzi z wiekiem, z latami. Gdy pani doczekasz siwych wło-