Strona:Klemens Junosza - Na chlebie u dzieci.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedliwy... Pytasz, gdzie moje gospodarstwo... Co to? nie znasz niedowiarku! moje gospodarstwo het jak widzisz, wskroś, co tylko widzisz, to moje. Lasy moje, pola moje, łąki moje! Wódki tyle nie masz, cyganie jeden, ile z takiego majątku wypić można...
I długo, długo tak perorował leżąc, aż Grzędzikowski, który przypadkiem przechodził tamtędy, przerwał mu:
— Wszelki duch Pana Boga chwali! a toć to wy, na ten przykład, Wincenty. O mało żem na was nie nadeptał!
— Depczą ludzie, Joel depcze, depczcie i wy...
— Co wy tu robicie? Z kim rozmawiacie?
— Leżę sobie i rozmawiam z całą kompańją.
— Z drzewami chyba... Wstydźcie się oto, na ten przykład, żeby do drzewiny przemawiać, która nieżyjąca jest i duszy nie ma!
— A toście tęgo zełgali, bo właśnie, że w drzewinie każdej dusza jest i siedzi, psia wełna, w samem rdzeniu.
— Już wy mnie na ten przykład nie pouczajcie. Ja zęby zjadłem przy kościele, od maleńkości służąc, to się na duszach znam.
— Znawca, psia wełna, dziad... Skoroście tacy mądrzy, to powiedzcie, czy ja mam duszę, czy nie?
— I macie, na ten przykład, i nie macie... a bardziej nie macie, niźli macie... Bo jakeście przyszli, na ten przykład, na świat, to wam dana była dusza do was należąca — a teraz nie macie, boście ją, na ten przykład, djabłu zaarendowali,