Strona:Klemens Junosza - Na chlebie u dzieci.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


ROZDZIAŁ CZWARTY.

Przed kościołem.

Suchowolski kościołek stał na wzgórzu, otoczony wieńcem starych lip. Zdaleka ścian widać nie było, tylko zieleń gęstą, ponad którą wystrzelał spadzisty dach czerwony i wieżyczka lekka, wysmukła, z kulą złocistą na wierzchu, która służyła za podstawę również pozłacanemu krzyżowi.
Kościołek murowany był, a zbudowano go, jak księgi świadczą, dawno, bardzo dawno. Pod sklepieniami dolnemi spoczywają wielkie trumny dębowe, a w nich zmurszałe, w proch rozsypujące się kości.
To fundatorowie kościoła snem wiekuistym uśpieni.
W zakrystji kilka portretów wisi, w ramach złoconych niegdyś, teraz poczerniałych zupełnie. To fundatorów portrety.
Ku wieczorowi się miało; słońce chyliło się na zachód czerwone i przez okna kościelne rzucało snopy blasków na wielki ołtarz, na figury Świętych, na złocone gzemsy filarów. Ślizgały się te blaski po ramach obrazów, po lichtarzach, po świeczniku kryształowym w środkowej nawie wiszącym, kładły się na posadzce kamiennej, wydeptanej, wyklęczanej przez ludzi.