Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mendel, jego żona, ośmioro dzieci i babka przy nich też jest. Trzeba, żebyś Mendla szanował.
— Za co ja mam go szanować?
— Ja ci tak każę, bo ja będę współkę z nim miał, a z czasem, jak dorośniesz, to i tobie Mendel może się przydać. Jest to człowiek mądry i rzetelny...
— To biedny musi być.
— Dlaczego?
— Mówicie przecież, że jest rzetelny...
— Słuchaj, Symcha — rzekł Imć pan Dawid, — ty już dziś nie myśl, to na ciebie za dużo i za ciężko, a myśli twoje są jak dzikie koty... skaczą z jednego pieca na drugi i same nie wiedzą, czego im potrzeba.
— Ja jednak wiem.
— Mówię ci, daj pokój... Widziałeś zapewne nieraz małe dzieci, które jeszcze nie umieją chodzić.
— Mam braci...
— No, to wiesz, że takie dzieci porywają się do chodzenia, a padają i tłuką sobie nosy, dlatego, że nie mają jeszcze dość siły, aby kierować swoimi krokami. Otóż ty jesteś także małe dziecko i nie umiesz chodzić.
— Bogu dzięki, zaszedłem przecież już prawie do samego Trzmiela.