Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po pół roku ogromny ruch się zrobił. Ciągle interesanci przychodzili i przyjeżdżali, a teraz nie jest nic nadzwyczajnego zobaczyć powóz przed domem, w którym ja mieszkam. Zawsze miałem na myśli wasze słowa, że najlepsze interesa są tak zwane „złe interesa.“ Doprawdy, to bardzo mądre słowa, złote słowa...
— Ja się bardzo cieszę, że ty, Symcha, moje rady masz w pamięci.
— Dlaczego nie miałbym mieć ich w pamięci? Wasza rada to moneta, to pieniądz. Z początku okrzyczano mnie za waryata.
— Ciebie? kto?
— Żydki nasze... później mówili, że jestem nadzwyczajny ryzykant, a teraz, jak się przekonali, że odzyskałem w całości sumy nabyte za bezcen, że odebrałem należności od ludzi uważanych za zupełnych bankrutów, to zazdroszczą mi i mówią, że mam wielki rozum. Znaleźli się i tacy, co mi chcą robić konkurencyę.
— Wszystko to przez zazdrość.
— Co szkodzi! niech robią. Takich klientów, którzy do mnie przychodzą, jest jak piasku w morzu. Nie spodziewam się, żeby mi ich kiedy zabrakło... Jako dowód, że ludzie ufają w mój rozum, powiem wam, że bardzo porządni ludzie z naszych przychodzą do mnie po radę, gdy chcą zbankrutować.