Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

złapią. Chcieliście wielkiego majątku... macie teraz majątek!
— Wy się o mnie nie bójcie. Mnie złapać nie łatwo, a synowi waszemu także nic nie będzie. On jest mądrzejszy od was i potrafi sobie radzić; jego żona i dzieci nie przyjdą do was po kawałek chleba, bo wiedzą, że wy jesteście kapcan, który ledwie tyle od bab wiejskich wycygani, żeby mieć dla siebie co w garnek wsypać.
Od słowa do słowa — przyszło do grubszego przemówienia i do kłótni. Imć pan Kaltkugel dowodził, że, chociaż majątku nie zrobił, jednak zachował honor i uczciwość. Gansfeder zaś śmiał się z tej uczciwości.
— My obadwaj — mówił — jesteśmy jednakowo uczciwi, różnica tylko w ilości; wy wymanicie podstępem jeden grosz, ja innym podstępem wydobędę rubla. Każdy człowiek żyć pragnie i pracuje, jak może; jeden ryzykuje więcej, drugi mniej, stosownie do usposobienia.
Kłótnia wzmagała się coraz bardziej; wreszcie zniecierpliwiony Gansfeder, nie rzekłszy na pożegnanie dobrego słowa, wyszedł, — a że koń już trochę wypoczął, więc usiadł na biedkę i pojechał dalej. Droga wypadała mu ciągle przez lasy; zatrzymywał się przed ustronnemi karczemkami, z szynkarzami rozmawiał,