Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łem; nie miejcie do mnie za to złości; ja udaję się w dalszą drogę, a jeżelim was prosił o gościnność, to zdawało mi się, że, jako ojciec waszej synowej i dziadek waszych wnuczków, mam do tego prawo. Trafiłem na wasz zły humor... bardzo żałuję. Na drugi raz będę się starał, żeby moja droga nie wypadała koło waszego domu.
Na to Imć pan Dawid, który już był się nieco z zaspania rozcmuchał, odrzekł:
— Nie chciałem wam ubliżyć... ale ja lubię spokój; w każdym innym czasie chętnie widziałbym was w swoim domu, ale teraz...
— Cóż teraz? co się tak nagle zmieniło?
— Wiecie dobrze i nie mam potrzeby opowiadać wam, na czem zmiana polega. Ja mówiłem, że wy jesteście wielki ryzykant, ja was ostrzegałem, że może być źle. Nie chcieliście słuchać... wasza rzecz; i jeżeli ja teraz się boję, to nie o was, ale o mego syna... Co teraz będzie? powiedzcie mi, co teraz będzie?...
— Będzie dobrze.
— Daj Boże? Ale ja myślę, że będzie źle. Gdy jego wezmą, kto będzie się opiekował dziećmi, kto da jeść jego żonie?... chyba wasza żona, bo na was też niema co rachować. Was lada chwila złapią i całe wasze towarzystwo