Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

teścia, człowiek dziwnie ponury i nieprzyjemny. Miał on brzydki zwyczaj, że nigdy nikomu nie spojrzał wprost w oczy, lecz wzrok do ziemi spuszczał, jakby czegoś szukając. Węglarz to dobry był i na swojej sztuce znał się doskonale, ale niekiedy miewał dziwne kaprysy.
Jednego razu, na przykład, bez żadnej ceremonii przyszedł do Symchy, w ordynaryjny sposób położył mu rękę na ramieniu i rzekł bez żadnych wstępów:
— Potrzebuję trzystu rubli, pilno!...
— Cóż mnie to obchodzi? — zapytał Symcha.
— Owszem, obchodzi cię, bo te trzysta rubli masz mi dać dziś jeszcze przed wieczorem.
— Czy kochany wujaszek, broń Boże, zwaryował?!
— Jestem przy zdrowych zmysłach. Masz dać i dasz; nawet proszę cię nie bałamucić, daj zaraz, bo ja nie mam czasu na długie konferencye. Wiadomo ci, że powinienem być teraz przy węglach...
— Dajcież pokój, co chcecie ode mnie?
— Wyraźnie ci powiadam, że chcę trzystu rubli. Wolno ci dać, wolno nie dać, ale ja