Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

takich paskudnych czasów. Podług sprawiedliwości, pan ekonom powinien troszkę odpocząć, wódki się napić i ludziom też dać.
— Gonił jabym bez ustanku, żeby nie konie; ale zmordowane na szczęt, ledwie tchną.
— Może parę wiązeczek siana?
— A jest?
— U mnie wszystko jest, co tylko może być potrzebne w podróży; ja zaraz każę dać. Niech konie spoczną i ludzie niech spoczną. Aj, takie czasy, takie czasy!... Niema tygodnia, żeby nie było słychać o kradzieży. Pewnie pan ekonom lubi mocną gorzałkę?
— Po takiej gwałtownej jeździe... spodziewam się. Pięć mil blizko, i jakiej jazdy! Bez pardonu, co koń wyskoczy... Żeby ich marności ogarnęły!
Symcha nalał ekonomowi wódki i kilka czerstwych bułek na stół rzucił, kika wiązek siana ze stajenki przyniósł, a potem powrócił do izby i zaczął z ekonomem gawędzić.
— Dlaczego pan tędy za nimi goni?
— Tak niby ze śladów wypada.
— Czy pan wierzy w złodziejskie ślady? Oni naumyślnie tak kręcą, żeby drogę zmylić. Pan goni ich tędy, tymczasem to ślad fałszywy... oni inną drogą uciekli.
— Może być.