Strona:Klemens Junosza-Pan Gamajda.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaka wam krzywda? — zawołał Boruch.
— Ja powiadam, że dla mnie niech on sobie będzie wójtem choćby i sto lat. Ja swoje gospodarstwo mam, pieniądze zawdy mam, podatek płacę — to i co mnie tam wójt? Tak mi to z nim, jako i przez niego; a choć mi postawita w kancelarji kołek z płota, zawiesicie na nim łańcuch i powiecie, że to jest wójt, — to dla mnie wszystko wraz.
— Ny, to poco gadacie na Wróbla, co on wam przeszkadza?
— Mnie?! nic — jeno się mówi według biednego narodu. Nie ma racji, kumie? — zwrócił się do jednego z gospodarzy.
— Juści jest racja... po sprawiedliwości! Zawdy on... psia noga... choćby na to mówiący i nasz Wróbel... zawdy on... podatku, psia wełna... chciwy... i bez to my se, gospodarze stateczne, obierzemy inszego wójta! Taki wójt będzie, żeby żadnych opłat nie ściągał — i kar żeby, psia wełna, nie dopisował — i żeby stójków dawać nie kazał — i do szarwarku żeby narodu nie wyganiał... taki ma wójt być! A skoro Wróbel chcą dalej wójtem ostać, to niech podpiszą, że od dziś żadnych opłat niema; a jak nie zechcą podpisać, to niech wszystkich gospodarzy, wiele nas jest, pocałują w ramię — i niech se idą spać.
— A juści, dobrzeście kumie powiedzieli.
— Ja zawdy, psia noga, jak co powiem, to ci kadencja z tego cieknie, jak woda ze sita...
— Ny, ny i to prawda... Wyśta ogromnie mądre, Michale. Wszystkie chłopy tera bardzo mądre!...