Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Chryste Przenajświętszy! — krzyknął Sieniawski. — Co to!?
— Ja — rzekła głucho Maryna.
— Maryna!? Ty przebita!?
Poznała ją młoda pani i z wybuchem przypadła.
— Marynka!?
— Znasz ją? — zapytał mąż.
— Znam. Służyła u nas.
— Ty przebita!?
— Jakim sposobem!? — krzyknął Sieniawski.
— Ja ciebie zabić przyszłam — rzekła Maryna.
— Mnie!?
— I ją!
Wskazała głową młodą panią.
— Warjatka!? — krzyknął Sieniawski ze zgrozą.
— Nie! tylkom kochała.
— Skądże ten nóż w twych piersiach? Na Boga!
— Jam go sama wbiła.
Skłoniła się. Pochwycił ją Sieniawski i posadził na fotelu przy łożu stojącym, nieopodal okna.
— Agnuś! — zawołał. — Biegnij, każ zawołać medyka mego, Franconiego!
Ale Maryna przytrzymała Sieniawską, mówiąc:
— Stójcie, pani. Mnie żadnego Frankonika nie trza. Żadnych medyków. Dla mnie tylko jeden medyk — śmierć.
— Wynijdź pani z pokoju — odpowiedziała Maryna — nie patrz... krew... Wynijdź i ty, jak chcesz, panie młody. Umrę sama — ja sprosta dziewka góralska, mnie tylko do śmierzci nikogo nietrza... Jeno mi tę łaskę zróbcie! nie wołajcie medyków. Ja niechcę żyć, ani już nie mogę — ja to czuję... To tylko chwila.
Maryny oddech stawał się coraz krótszy, bardziej zduszony, rwany, głowa zwisła jej ku ramieniu.
— Czegoś ty chciała? Mów! — szepnął Sieniawski.