Strona:Karolina Szaniawska - Rzeczpospolita nauczycielska.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sza domu miewa intrygi, skandaliki, sekrety swoje, zawiści, zazdrości tłumione lub wybuchające; w tem błędnem kole domownicy muszą sobie jakoś radzić, wymijać się ostrożnie, udawać nieświadomość, tępość, dyplomatyzować i politykować. Przystosowanie się do łatwych rzeczy nie należy — tem mniej do zaszczytnych. A jednak...
Zdarzają się indywidualności tak samoistne, silne i energiczne, że mimo braku wyrobienia i doświadczenia lub właśnie skutkiem niego, potrafią nawet w warunkach tak dalece nieprzyjaznych, stworzyć dla siebie i wychowańców oazę zieloną, z niemi się w jej obrębie zamknąć i pisklęta gęsie albo kurze nauczyć orlich wzlotów.
Dla jednostek powyższego typu niema przeszkód niezwalczonych, niema ram nazbyt ciasnych, niema więzów. Nie przystosują się pod żadnym pozorem do ducha domu, gdy nie odpowiada ich duchowi, raczej wszystkich kolejno do siebie podniosą, z najniższego poziomu wydźwignąwszy.
Lecz są to osobistości zbyt niepowszednie by w jakiejkolwiek sferze ludzkiej większą ich liczbę spotkać było można — chociaż więc świat nauczycielski jest pod tym względem dość szczęśliwy, trudno powiedzieć, że jest szczęśliwy zupełnie.
Przedewszystkiem, dużo tutaj powołanych — tak bardzo dużo, że aż nadto — i najczęściej dla kawałka chleba. Nie z własnego popędu nawet, nie z własnej woli, lecz z twardej konieczności.
Ta konieczność wszakże istnieje nie od dziś i zapowiada się na trwałe, kto wie, czy nawet stopień jej nie wzrośnie z roku na rok, a wątpić można, czy się zmniejszy, czas więc, by rozbudziła w nas odrobinę samoistnej pomysłowości i rzutkości. Zamiast dreptać w kółko utartym szlakiem, cisnąć się ławą tam, gdzie najliczniejszy tłum a niema nic do wzięcia, iśćby należało drogą nieubitą, sięgnąć do źródeł mniej wyczerpanych, odnajdywać pola nietknięte, dawno już u narodów innych odkryte i uprawiane.
Gdy tak się nie robi, w wielu gałęziach