Strona:Karolina Szaniawska - Kartka z duszy matczynej.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   29   —

ani głośne. Ludzie dobrej woli wyciągnęli doń ręcę, radzi porozumieć się, fundusze ofiarować i dziełu myśli nadać formę. W czasie bardzo krótkim powstała instytucya, niebędąca ani przytułkiem, ani kasą pomocy, ani rozdawnictwem, lecz stowarzyszeniem spożywczem, które uposażało ludzi z procentów od wydatku na chleb codzienny. Odsetki grosza na potrzeby niezbędne wyłożonego składały się na rentę dożywotnią, mniejszą lub większą, w miarę lat udziału. Że rozwój instytucyi mógł iść w nieskończoność, wzrost kapitałów obiecywał szkoły, fabryki, szpitale i resursy, nie licząc tysięcy własnych sklepów, młynów, folwarków i domów.
Stanął gmach krzepki chociaż dziwny, bo składały się nań style współczesne wszystkich niemal krajów Europy, a nawet Ameryki i od pierwszej chwili prawidłowo rozwijać się zaczął. Dziwiono się teraz, że myśli tak prostej, na rachunku dokładnym opartej, i wszędzie za granicą praktykowanej, nikt dotąd nie podjął. Sadzę, że Józio też o niej nie słyszał, lecz w duszy własnej niby perłę w muszli znalazł, że w sercu jego się poczęła.
Cztery piękne lata spędził oddany idei owocnej, zdolnej zagoić rany najkrwawsze. Józiowi wszakże tej przysługi nie oddała — pośpieszyli z nią ludzie, którym się zdaje, że pragnienie ugasić można zarówno wodą z kałuży, jak z krynicy, a ból uczucia prawdziwego ukoić miłostkami. Syn mój został wciągnięty w świat użycia deprawujący, pogański. Posiadał już wtedy sławę pióra i dostatek — otoczył mnie wygodą; lecz nie czułam dostatku ani wygód w obec ciężkiej troski.
Widywaliśmy się tylko przy obiedzie; obecność paru, a czasem kilku panów, którzy się zwali przyjaciółmi Józia, nie dopuszczała rozmowy poufnej. Odgrodził się nimi ode mnie jak murem: z poza ich rubasznego śmiechu, min rozbawionych lub też znużonych hulanką nocną, ledwie dostrzedz mogłam dziecko moje, doprowadzone do upadku.
Raz z pokoju sąsiedniego doleciały mnie słowa:
— Tak, wierz mi — wierz: Kobieta jest stworzeniem słabem albo podłem. Pierwsza pozwala się sprzedać, druga sama to robi. Niewolnice!
Doznałam wrażenia policzka.... Syn mój wysłuchał obojętnie słów hańbiących... A kochał przecież Zosię i miał matkę!...
Stłumiłam w sobie otchłań żalu do chwili, w której Józio sam wybuchnął skargą.
— Matko, matko! w nic nie wierzę i nie mam nic świętego! Ach, gdybyś wiedziała!...