Strona:Karolina Szaniawska - Babulka.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   41   —

— Babulka zaraz przyjdzie? — pytał donośnym głosem chłopczyk.
— Zaraz, przyjdzie odmówić pacierz.
— W stancyi nie można, Andziu?
— Pewno nie, kiedy babulka zawsze latem modli się na dworze.
— Wiem dlaczego.
— E! zkądbyś wiedział!
— Wiem. Tu Bozia łatwiej usłyszy.
— A prawda! — dziwiła się siostrzyczka — nawet prosto do nieba można mówić.
— Babulka wie co robi! — zawołał chłopczyk z tryumfem.
— Taka stara — jeszczeby nie wiedziała!
Chłopak wszedł na ławkę, z ławki usiłował wdrapać się na drzewo, lecz zuchwały ten zamiar nie przypadł do gustu dziewczynie.
— Zejdź, — rzekła stanowczo — spadniesz i nogę złamiesz.
— Albo to nogę złamać można, jak łyżkę albo bat? — pytał z niedowierzaniem, rękami i nogami czepiając się drzewa.
— No, no, zobaczysz!
Z czarnej głębi suteren, szparkim krokiem szła stara kobieta dobrego wzrostu, silna i czerstwa mimo ciężaru lat, które znać było na pomarszczonej choć rumianej twarzy. Głowę jej, zamiast czepka, zdobił duży warkocz siwych włosów, a szeroka kryza u koszuli uwydatniała śniadą cerę.
Szła żwawo w stronę ławki — dzieci zerwały się do niej niby ptaszęta i z obydwóch stron ciągnąc za fartuch, wiodły staruchę pod drzewo.
— Będzie nam tu jak w niebie — rzekła, sadzając chłopca na kolanach. — Patrzcie, toż to ogród!... Nasiali kwiatów — pachną…
— Jakie to kwiatki? — pytał chłopczyk, obejmując szyję starej.
— Czerwoniutkie, zupełnie jak korale — cieszyła się dziewczynka.
— Gdzie zaś!… to goździki, a tam dalej rezeda i lewkonja… O, kwiateczki Boże, o, cudne kwiateczki!… Patrzcie, jest i trawka zielona, mięciutka niby zucheleczek łąki… rosa na niej — znać jutro Bóg da pogodę.
— Zkąd wiecie, babuniu? — pytała dziewczynka.
— Dotknij ręką, widzisz? mokra. Zobacz i ty, Adasiu.
— Mokra, mokra, — potwierdziły dzieci.
— Rosa napoi kwiatki i trawę, bez deszczu się obejdzie.