Strona:Karolina Szaniawska - Babulka.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   38   —



BABULKA.
(wstęp do powieści)
przez
Karolinę Szaniawską.

Mieszkania w suterenach często zmieniają lokatorów. Gdyby te wilgotne mury mówić umiały, nie poskarżyłyby się pewno nigdy na brak rozmaitości. Po kwartale, czasem nawet po miesiącu, gromadka biedaków rzucą niezdrową siedzibę i przechodzi do innej, lepszej na pozór, gdyż wydaje się mniej ciemną a suchą.
Rozczarowanie następuje bardzo prędko — tobołek z pościelą idzie na wóz i, umieszczony tryumfalnie, między zielonym kufrem a łóżkiem, upstrzony doniczkami roślin, odbywa spacer po ulicach miasta.
Ogólnie wszakże biorąc, najwięcej takich małych przeprowadzek spotykamy na wiosnę. Wycierpiawszy katusze mrozu, który ogniem brylantów błyszczał na ścianach, obielał klamki u drzwi i okien, czerwienił dzieciom rączki, szczypiąc aż do opuchnięcia, starych po kościach łamał, a gdy ustąpić był zmuszony, mścił się jeszcze zaduchem i wilgocią, biedak opuszcza lokal, przenosiny nie kosztują dużo, a tam na nowem mieszkaniu okno wyższe, albo szersze, w podłodze nie ma dziur, lub ściany malowane na olejno, podwórko asfaltowe lub ozdobione zielonością klombów, światło i zieloność! magiczne wyrazy, których sam dźwięk rozwesela, budzi w sercu otuchę, a w głowie myśli pogodne, z całym szeregiem tajemniczych nieokreślonych nadziei.
Światło i zieloność! — cóż dziwnego teraz? — wszak to wiosna zbytnica, lubiąca zajrzeć wszędzie, nawet do nor zatęchłych i przesiąkniętych wilgocią. Gdy chociaż ukradkiem wzrok swój tam rzuci, strugami blasków każdy kąt zalewa, ponury chłód wygania, i uśmiechnięta, zdaje się wołać: masz! masz! może chcesz więcej? dodam... Pewna siebie jak młodość, a dobroczynna i sprawiedliwa, obdziela chojną dłonią wszystkich, nie szczędząc skarbów tym, dla których poprzedniczka jej, zima, była macochą.