Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To znaczy, że po przeczytaniu muszę panu oddać papier zpowrotem?
— Tylko wtedy, gdy Wasza Cesarska Mość nie zechce się nim posłużyć.
— To brzmi bardzo tajemniczo. Proszę pokazać papier!
Kurt wyciągnął portfel. Wyjął pismo Juareza i podał cesarzowi. Maksymiljan czytał z początku ze zdumieniem, stopniowo jednak brwi ściągały mu się ponuro.
— Co to jest? Kto to pisał?
— Juarez — oświadczył Kurt.
Zmiarkował odrazu, że misja się nie udała.
— Czy to prawdziwy jego podpis?
— Najjaśniejszy Panie, jestem oficerem!
Maksymiljan przeszył Kurta ostrym wzrokiem.
— Chciałem zapytać, — rzekł — czy Juarez podpisał dokument w pańskiej obecności?
— Tak.
— Z jakiej to się stało przyczyny?
— Osoby, o których mówiłem przedtem, błagały Juareza usilnie.
— Przypuszcza więc, że zamierzam uciec?
— Nie. Ale wszyscy jego zwolennicy są przekonani, że to jedyny ratunek dla Waszej Cesarskiej Mości.
— Młodzieńcze, niech pan nie zapomina, przed kim pan stoi!
— Dokładnie zdaję sobie z tego sprawę.
— W myśl tego pisma powinienbym się oddać pod czyjąś opiekę, nieprawdaż?
— Tak. Pod opiekę dostawcy tego glejtu.

117