Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie wszyscy ludzie na świecie są sobie równi. Gdy jedni przekładają zalety ducha i umysłu, inni pławią się w rozkoszach doczesnych, i nic ich nie odstrasza od zbliżenia duszy do fasoli i świniny. Oto wszystko, co mogę w tej sprawie powiedzieć. Zresztą, panowie wiedzą: de gustibus non est disputandum.
— Ależ tak, tak, — potwierdził gospodarz, zadowolony możnością pochwalania się swa wiedzą. — Cieszy mnie bezwątpienia, że kolega pański ma taki cudowny apetyt; ale umiem również cenić zaletyy ducha, powtarzają za uczonymi starożytności: Omne nimium nocet.
— O Franiu, Franiu, gdybyś zrozumiał, coś przed chwilą powiedział! — pomyślałem, nie przerywając oczywiście jedzenia. Byłem tak pochłonięty materią, że trudno mi było pomyśleć o powrocie z tego świata duchowego zafasolenia się. O wstydzie! Duch mój, moja wiedza — były teraz do tego stopnia bezsilne, że wśród nielicznych słów, rzuconych podczas jedzenia, nie mogłem sformować ani jednego wiersza.
Na usprawiedliwienie swoje muszę zaznaczyć, że nie działało się to bez głębszych motywów natury moralnej: nie chciałem posypywać delikatnej wieprzowiny suchemi jambami i trochejami lub niewędzonemi amfibrachami i daktylami, czując, że wypłynięto na nią niekorzystnie.
Do chwili rozpoczęcia wieczerzy w gospodzie było pełno gości. Gdym jednak w skupieniu ducha oddał się pochłanianiu zawartości obydwóch misek, a Carpio zamilkł również w cichej kontemplacji nad swem wnętrzem duchowem, lub, co prawdopodobniejsze, cielesnem, rozmowy urwały się. Zapał, z którym milczeliśmy obydwaj, nasunął przypuszczenie, że nieprędko się ożywimy; goście więc zaczęli się powoli wymykać z gospody, by w domu również poświęcić się obrzędowi jedzenia.

33