Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bym się o nasz los. Tyle razy chwytano nas i tyle razy wychodziliśmy cało, że nie myślałem ani przez chwilę, by tym razem miało być inaczej. Wierzyłem, że sposobność do ucieczki nadarzy się niedługo. Przygoda mogła się skończyć tragicznie jedynie w tym wypadku, gdyby Peteh wpadł na niebezpieczny pomysł załatwienia się z nami w drodze sadu doraźnego. Ewentualność ta jednak, na szczęście, nie groziła, gdyż jeńców tego rodzaju, co ja, nie zabija się od ręki; przeciwnie, wlecze się ich do domu i tam, w obecności całego plemienia, giną na palu. Ponadto Krwawi Indjanie mieli się przecież spotkać z Gawronami; rzecz więc zupełnie jasna i zrozumiała, że zabiorą mnie ze sobą, by się pochwalić, że Old Shatterhand jest ich jeńcem. Byłem więc przekonany, że nietylko nas nie zabiją, lecz że będą się z nami nawet obchodzić względnie znośnie, by nie osłabiać wrażenia triumfu. Pokonanie zdrowych, mocnych nieprzyjaciół uważają bowiem Indianie za zaszczyt; zdrowi i mocni jeńcy są w ich pojęciu stokroć więcej warci od wymęczonych i chorych. Nie było wiec powodu do upadania na duchu.
Peteh opowiadał siedzącym naokoło Indjanom, w jaki sposób wziął nas do niewoli. Cieszył się niezwykle, że jestem jego jeńcem szalał z wściekłości, że Winnetou umknął. Chciał zwalić winę ucieczki na jednego ze swych ludzi; niesłusznie jednak, gdyż na mój okrzyk wszyscy skoczyli równocześnie i przeprawili się przez rzekę, dzięki czemu Apacz mógł się oddalić. Wódz Indjan powinien był tylko siebie obwiniać za to, że nie wszystko przewidział. Czuł to dobrze i zżymał się jeszcze bardziej.
Nadsłuchiwałem uważnie, chcąc usłyszeć, co postanowią. Szczęście sprzyjało mi. Wiedząc, że Carpio i Rost są ludźmi niedoświadczonymi, Peteh był pewien, że nie

324