Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dlań wskazówką, gdzie się znajdują i na jaką odległość można się zbliżyć. Zatrzymał więc konia i zaczął pełzać dalej. Nieprzyjaciele rozpalili ognisko. Uważali tylko na nas, na miejsce zaś, w którem się znajdował Winnetou, nie zwracali uwagi. Był to ze strony wodza Krwawych Indjan błąd nie do darowania; przecież miał nas w mocy i powinien był zwrócić cały wysiłek na ujęcie Apacza.
Winnetou widział, że leżę bez ruchu, stwierdził jednak, iż dokoła mnie niema krwi. Bystrem spojrzeniem zauważył również, że od czasu do czasu otwieram nieco oczy. To go uspokoiło. Nie mógł mnie w tej chwili oswobodzić; musiał myśleć o własnem bezpieczeństwie, by przystąpić później do ratowania nas. W tym celu nieodzowna dlań była strzelba. Ujrzał ją obok mojej broni, składającej się z dwóch dubeltówek. Ucieszyło go to bardzo, gdyż wiedział, że po zawładnięciu trzema strzelbami da sobie radę z całym rojem wrogów; ponadto radował się, że broń nie wpadnie w ręce Krwawych Indjan. Spostrzegł również mego wierzchowca; zaczął się zastanawiać, czy go zabrać ze sobą. Po krótkiej chwili namysłu postanowił konia zostawić; na jego miejscu uczyniłbym to samo. Nie chcąc zwlekać z wykonaniem swego planu, wyzyskał odpowiedni moment. Jak już wiadomo, odważna próba zakończyła się pomyślnie. Kilku czerwonych usiłowało go wprawdzie dogonić, wrócili jednak wkrótce z pustemi rękami. Ciemność nocy uniemożliwiła pościg; ale nietylko noc odegrała tu decydującą rolę. Nawet w biały dzień nikt nie zdołałby dogonić szybkiego jak wiatr Iltszi. Winnetou umknął więc szczęśliwie. Nie ulegało wątpliwości, że od tej chwili będzie myślał jedynie o oswobodzeniu nas. Gdyby nawet nie udało mu się umknąć, gdyby został jeńcem, tak, jak my, nie niepokoił-

323