Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie pieniądze, byłby miljonerem. I ty chcesz mu ofiarować tych kilka nędznych dolarów? Schowaj je, przydadzą ci się!...
A więc przybyłem z Winnetou nad Missouri do miasteczka St. Joseph. Wychodziło w niem pięć dzienników, w tem jeden niemiecki. Nie potrzebowałem więc czekać długo na zaspokojenie moich autorskich ambicyj. Jak już mówiłem, Winnetou wyruszył po nuggety, mieliśmy bowiem zamiar udać się przez Missisipi na Wschód, co wymagało pewnej ilości pieniędzy. Nie wiedziałem, dokąd wódz się udaje; oświadczył tylko, że wróci w ciągu dwóch tygodni.
St. Joseph było w tym czasie ostatnią zachodnią stacją kolei Hannibal — St. Joseph; na siedem tysięcy mieszkańców liczyło dwa tysiące emigrantów z Europy. Na wieść, że przybył Old Shatterhand, zjawiło się kilku dziennikarzy po wywiady. Zaspokoiłem ich ciekawość. Po trzech dniach mogłem za otrzymane honorarja kupić piękne ubranie i bieliznę, potrzebną do wyprawy na Wschód. Ubranie włożyłem od razu, gdyż pisanie w skórzanym habicie było trudne i niewygodne. Napisałem jeszcze kilka artykułów dla dzienników w St. Louis,, prosząc o wysłanie honorarium do Weston, dokąd się miałem zamiar udać, aby zarobić coś do czasu powrotu Winnetou.
Miasto, naówczas w jednej trzeciej zamieszkałe przez przybyszów ze Starego Świata, leży wśród dobrze zagospodarowanych osad; rozwinęło się pod wpływem znacznej imigracji. O ile się nie mylę, było tu pięć kościołów, w tem dwa protestanckie. Emigranci nasi żyli w najlepszych warunkach, utworzyli cały szereg związków, ufundowali nawet kompanję strzelców.
Nie miałem tu ani chwili spokoju, a to z powodu ustawicznych zaprosin. Chciałem pracować, odmawiałem, lecz to nic nie pomagało, gdyż mieszkańcy zjawiali się u mnie, prosząc,

98