Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem o tem. Tacy ludzie są zdolni do najpodlejszych zapędów.
— Ze względu na obecność ułanów, mogłam spacerować tylko po dachu, teraz i tu nie będę się czuła bezpieczna.
— Ależ, sennorito, pani potrzebuje powietrza i nie dopuszczę do tego, aby panią pozbawiano wieczornego spaceru. Moja w tem głowa.
Odprowadził Emmę po schodach do pokoju chorego; tam ją pożegnał, gdyż chciała pozostać przy narzeczonym. Wróciwszy do swego pokoju, obok którego rotmistrz musiał przechodzić, Sternau uchylił lekko drzwi i czekał. Po długiej chwili usłyszał ciche kroki rotmistrza, który, zeszedłszy z dachu, przemierzał korytarz. Dopiero teraz Sternau mógł się spokojnie ułożyć do snu. —
Obelga, która spotkała Emmę, tak ją wzburzyła i przeraziła, że nie mogła zmrużyć oka w swym hamaku‘ zawieszonym obok łóżka chorego. Dręczyły ją ciężkie, męczące myśli. Ułani mieli jeszcze kilka dni pozostać w hacjendzie. Rotmistrzowi nadarzało się dosyć sposobności do ponownego ataku, a niewiadomo, czy na drugi raz znajdzie się znowu tak dzielny obrońca. Na ojca Emma zdać się nie mogła. Nie był bohaterem i musiał się liczyć z półdzikimi żołdakami, którzy w dodatku gościli pod jego dachem. A zresztą, rola obrońcy była w obecnych warunkach wcale niełatwa, nawet niebezpieczna. Czemże jest kilku odważnych, dzielnych ludzi wobec watahy partyzantów, z pośród których niemal każdy miał porachunki z prawem. —
Na tych rozmyślaniach i obawach przeszła jej noc

87