Strona:Karol Mátyás - Wilija.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rachuje do dziesięciu i bierze po kilka trzasek, co jej w rękę wlozie. Potem przychodzi do Izby i rachuje te trzaski. Gdy ma równo, to dobrze, a jak nie równo, to się spodziewa, że jej mąż umrze[1].
Patrzy na niebo, czy wszystkie na niem gwiazdy świecą; jak wszystkie świecą, to jej kury będą codzień jaja niosły, a jak nie świecą, to wtedy mało nawet kur chowają, ledwo na rozmłozek“[1].
W lesie zacina chłop drzewo świerkowe smolne, robiąc na niem dwanaście karbów, które oznaczać mają dwanaście miesięcy. Po kilku dniach przychodzi i ogląda te karby, który karb zajdzie żywicą, to miesiąc jemu odpowiadający będzie mokry[2].
Parobek, chcący się dowiedzieć, czem będzie, co mu się znaczy w przyszłości, idzie zaraz po obiedzie wilijnym do ducola (przerębli) pobliskiego potoku lub rzeki i obrócony tyłem, t. j. położywszy się na wznak, głową ku otworowi, wyjmuje z wody pierwszy lepszy kamień. Z kształtu kamienia pozna, czem będzie. Gdy kamień ma kształt kopyta szewskiego, będzie szewcem; gdy jest wąski, spiczasty z dziurką, podobny do igły, lub kształtu nożyc, będzie krawcem; gdy ma kształt trumny, umrze w przyszłym roku.[3]

Po obiedzie wilijnym zdejmują wszystko, co wisi, t. j. łachy (bieliznę i przyodziewę), bo we wiliją Pan Jezus nocuje w domu, to trza izbe dla niego wyporządzić.[4] Śpiewają kolędy — starzy wnet pójdą spać, a młodsi około północka wybierają się na pastérkę. Jak idą na pasterkę, kładą na gnoju przed oborą wiązkę siana,

  1. 1,0 1,1 Stale.
  2. Gorzyce.
  3. Zawada pod Nowym Sączem.
  4. Zaborów.