Strona:Juljusz Verne - Dwaj Frontignacy.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Kochany stryju! — pani Roquamor jest u portjera — Zaklinała mnie na wszystkie świętości, abym się wystarał o list, który pisała dla ciebie — nie śmie tutaj sama przyjść.
Frontignac.
Nie śmie! — Brawo! Będę już zatem miał spokój! — Co się tyczy listu... musiałem go albo zgubić, albo spalić — jedno z dwojga — szukałem wszędzie i nie mogłem znaleść.
Sebastjan.
Zważ tylko stryju...
Frontignac.
Ależ nie troszcz się o nic! Ta kobieta dreszczem mię przenika. Nie chcę jej wi-