Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ziemskiego nie dałby się porównać z tą naturalną fortyfikacyą. Miasto, zbudowane w głębi tej wklęsłości okręgowej, byłoby zupełnie niedostępne.
Niedostępne i cudownie rozmieszczone na tym gruncie, odznaczonym malowniczemi wyniosłościami. Natura nie zostawiła płaskiej i próżnej głębiny tego krateru. Posiadał on swoją orografię wyłączną, czyniącą zeń jakby świat oddzielny. Podróżnicy wyraźnie mogli odróżnić ostrokręgi, pagórki środkowe i grunty znakomicie od natury przysposobione do przyjęcia arcydzieł architektury selenickiej. Tu widniało pomieszczenie na świątynię, forum; tutaj miejsce na podmurowanie pałacu. Nad wszystkiem panowała góra, wysoka na 1.500 stóp.
— Ah! — zawołał Ardan, oczarowany tym widokiem — jakżeby w tym pierścieniu wspaniałe miasto zbudować można! Miasto spokojne, ciche, zdala od wszystkich nędz ludzkich. Jakżeby tu żyli spokojnie i samotnie wszyscy mizantropi, nienawidzący ludzkości — wszyscy, którym obrzydło życie społeczne.
— Wszyscy, powiadasz? O! zabrakłoby niewątpliwie dla nich miejsca! — spokojnym tonem odparł Barbicane.