Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rali się na wały, szperali w głębiach tajemniczych; nigdzie jednak nie natrafili śladu wegetacyi, ani mieszkań; nic, prócz olbrzymich przestrzeni, zalanych ławą, tworzących jakby niezmierzone zwierciadła, w których promienie słoneczne odbijały się z blaskiem nie do zniesienia. Nie było świata żywego, tylko świat zmarły, w którym zaspy śniegowe, staczając się ze szczytów gór, spadały w przepaść bez szumu; posiadały ruch, lecz niedostawało im odgłosu.
Barbicane twierdził, iż wypukłości brzegów tarczy chociaż podlegały siłom różnym od sił krain środkowych, przedstawiały jednostajną konformacyę. Takie samo nagromadzenie okręgowe, taka sama wydatność gruntu. Można jednak było przypuścić, iż układ ich nie powinien być podobnym. W środku, w istocie skorupa księżyca miękka jeszcze, była pod wpływem podwójnej siły przyciągania księżyca i ziemi, działającej według jednej linii w kierunkach przeciwnych. Na brzegach zaś tarczy, siła przyciągania księżycowa była prostopadła do siły przyciągania ziemi. Zdaje się wciąż, iż wyniosłości gruntu powstałe w tych dwu warunkach powinny przyjąć kształt zupełnie odmienny. Tak nie było. Z tego wynika, iż księżyc w sobie samym znalazł zasadę swego układu, nie po-