Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łał Nicholl — wybuch wewnętrznych ogni księżyca. A zatem świat ten nie wygasł jeszcze zupełnie!
— Tak, niewątpliwie, to wybuch — odpowiedział Barbicane, pilnie śledzący zjawisko przy pomocy swej lunety. Cóżby to być mogło, jeśli nie wulkan?
— W takim razie — przerwał Ardan — dla utrzymania tego ognia potrzebne jest powietrze, więc widocznie atmosfera okrywa tę część księżyca.
— Być może — odpowiedział Barbicane — ale też i niekoniecznie być tak musi. Wulkan, przez rozkład pewnych materyi, może sobie sam dostarczyć tlenu, a tym sposobem wyrzucać płomienie w próżnię. Nawet zdaje mi się, iż płomień ten ma blaski natężenia przedmiotów, których spalenie odbywa się w czystym tylko tlenie. Nie spieszmy się przeto z twierdzeniem, że atmosfera istnieje na księżycu.
Góra ogniem zionąca musiała leżeć pod 45° szerokości południowej na stronie niewidzialnej tarczy. Lecz z wielką przykrością Barbicana linia krzywa, po jakiej szedł pocisk, odciągała ich od punktu wybuchem zaznaczonego. Nie mógł przeto dokładniej oznaczyć jego natury. W pół godziny potem, ten punkt świetlny zniknął poza ciemnym pozio-