Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, musiémy odnaléść Ludwika! — zapewniał Vasling.
— Jakto, czy i pan należysz do wyprawy? — spytał zdziwiony Penellan.
— Tak, stary towarzyszu, Vasling będzie naszym porucznikiem — odrzekł Jan Cornbutte z wyrazem szczérego zadowolnienia.
— Oho!... — dorzucił Bretończyk głosem szczególnym.
— Jego rady bardzo nam się przydadzą, bo jest marynarzem przedsiębiorczym i doświadczonym.
— Ależ pan sam, kapitanie — wtrącił Vasling — poprowadzisz nas, a wasza znajomość rzeczy i doświadczenie aż nadto tam wystarczą.
— A więc, moje dzieci, do jutra! Spotkamy się o świcie na pokładzie statku, a tym czasem idźcie poczynić ostateczne przygotowania.
Porucznik i majtek odeszli; Jan Cornbutte i Marya pozostali we dwoje. Dużo tam łez wylano podczas tego smutnego wieczora. Stary marynarz, przewidując osamotnienie siostrzenicy, dla uniknienia jutrzejszych pożegnań, tak bolesnych, postanowił puścić się na morze bez widzenia się z nią. Dał więc jéj ostatni swój uścisk je-