Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 245 —

ryta odpowiedniego do wymiarów statku, a idącego nieco krętą linią od wierzchołka lodowca aż do jego podstawy; i gdy bosman z jedną partyą załogi kończył jeszcze znoszenie ciężarów, druga, pod wodzą Jem Westa, pracowała już z kilofami, łopatami i taczkami, rozbijając twarde masy płynącej góry lodowej.
Płynącej?... Doprawdy, sam nie wiem dla czego posługuję się jeszcze tem wyrażeniem, skoro lodowiec stał nieruchomo niby drobna wysepka, podczas gdy tyle innych przepływało każdego dnia w naszem pobliżu, kierując się za prądem, ku południo-wschodowi.
Więc aby Halbran razem z nim opuścił te strony, na to stanowczo liczyć nie było można, a nawet wątpliwem już mi się zdało, aby w ogóle prędzej czy później ruszył z miejsca.
Tak upłynęły nam dnie aż do 24 stycznia. Powietrze było ciche i temperatura ciepła.
Hardie, jako z zawodu stolarz okrętowy, zajął się głównie reperacyą żaglowca, i z rzeczywistą przyjemnością przypatrywałem się, jak szybko i z zręcznie dokonywał bądź to zatykania powstałych szpar, bądź umocnienia okuć i utwierdzenia spojeń. Odgłos też młotów i piły ginął dalekiem echem w pustej przestrzeni, wywołując głośniejsze krzyki i krakanie albatrosów, mew i petreli, które w przelocie zatrzymywały się krążąc w górze nad Halbranem.
Łatwo pojąć, że ilekroć znaleźliśmy się teraz sami z Len Guy’em i Jem Westem, jedynym przedmiotem naszej rozmowy było obecne nasze położenie, oraz obmyślanie sposobów i środków do pożądanej zmiany. Porucznik był najlepszych myśli, ufając, że jeśli nie zajdzie jakaś nieprzewidziana przeszkoda, spuszczenie żaglowca udać się musi. Kapitana jednak dręczyły obawy niepowodzenia. Zresztą, chociaż nie rzekł ani słowa w tym przedmiocie, domyślałem się, ile