Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I koncerty, i przedstawienia szekspirowskie, i święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc; i powrót do domu ulicami — wtedy jeszcze jasno oświetlonemi — obie uwieszone u jego ramion. Więc to był koniec! Obsługiwały go przy śniadaniu; przypatrywały mu się ukradkiem, jakby chciały utrwalić go sobie w pamięci. Gracja przyniosła swój aparat i sfotografowała go w rannem słońcu z Noel, bez Noel i z dzieckiem — mimo wszelkich zakazów fotografowania podczas wojny. Potem Noel zaproponowała: — Tatusiu, zabierzmy ze sobą obiad i pójdziemy na cały dzień we trójkę na skały; zapomnijmy, że istnieje wojna.
Jakże to łatwo powiedzieć, a jak trudno wykonać, gdy z oddali dochodzi grzmot armat, zlewając się z brzęczeniem owadów. A jednak te szmery lata, te niezliczone głosy drobnych istot, delikatnych, jak pajęczyna a tak samo żywych, jak oni, tak samo przekonanych o ważności swego kruchego istnienia; niezliczone białe chmury, sunące wolno po niebie i wzniosła czystość zarysów kredowych skał — cała ta biel i zieleń i błękit ziemi i morza tchnęły głębokim spokojem, który owionął dusze tych trojga, przebywających tu sam na sam z Naturą, po raz ostatni — któż zgadnie na jak długo? Jakby na mocy cichego porozumienia rozmawiali jedynie o rzeczach, które zdarzyły się przed wojną, podczas gdy puch ostromleczów unosił się w powietrzu. Pierson siedział ze skrzyżowanemi nogami na trawie, bez czapki; nie przyzwyczaił się jeszcze do nowego sztywnego ubrania. Córki wyciągnęły się obok niego, każda po jednej stronie, przypatrując mu się napół krytycznie, napół z podziwem. Noel nie mogła znieść jego kołnierza.
— Gdybyś miał miękki kołnierz, wyglądałbyś ślicznie, tatusiu. Może tam na froncie pozwolą ci go zdjąć. Musi być strasznie gorąco w Egipcie. Och! Jakżebym