Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Noel uścisnęła rękę pani Lavendie; była zimna i zupełnie bezwolna; oczy kobiety miały szklany wyraz, który Noel dobrze pamiętała. Żołnierz postawił opróżnioną szklankę przed sobą na podłodze i przyglądał się jej, zapominając o Noel. Zwróciła się szybko ku drzwiom; odchodząc spojrzała raz jeszcze na dziewczynkę kołyszącą lalkę.
Na ulicy malarz zaczął odrazu swą szybką francuszczyzną:
— Nie powinienem był pani prosić o wizytę, mademoiselle; nie wiedziałem, że nasz przyjaciel Barra przyszedł. Prócz tego żona w swym obecnym stanie nie nadaje się do przyjmowania; vous voyez qu‘il y a de la manie dans cette pauvre tête. Nie powinienem był pani prosić; ale byłem tak zrozpaczony!
— A! — szepnęła Noel. — Wiem.
— U nas w domu miała rozmaite zainteresowania. Tu, w tem wielkiem mieście nie ma przez cały dzień nic do roboty, więc wgryza się coraz bardziej w swą niechęć do mnie. Ach! ta wojna! Mam czasem wrażenie, że znajdujemy się wszyscy w żołądku olbrzymiego, zwiniętego węża. Leżymy i dajemy się trawić. Pod pewnemi względami jest już może lepiej być w okopach; tam niema nienawiści, tam osiągnięto wyżynę, do której myśmy nie dorośli. Jest wprost nie do pojęcia, jak oni mogą walczyć dalej, aż pobiją Prusaków; to ciekawe i bardzo podniosłe. Czy Barra powiedział pani, że, kiedy wrócą — wszyscy ci bojownicy obejmą rządy i że przyszłość świata będzie spoczywała w ich rękach? Ale tak nie będzie. Życie ich pochłonie, rozdzieli, rozsypie i będą tak samo bezsilni, jak poprzednio. Język i pióro będą nimi rządzić: ci, którzy nie widzieli wojny, będą nimi rządzić.
— O! — zawołała Noel. — Ci, którzy teraz walczą, będą z całą pewnością w przyszłości najdzielniejsi i najsilniejsi.