Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o Serbach — objektywnie, ba, prawie obojętnie, bez żadnej zawziętości, nienawiści lub pogardy. W tej pieśni niema ani odrobiny głupkowatej buty, pyszalkowatości, drew nianego patosu austrjackiego patryotyzmu, fałszywej zuchowatości i t. p. Jest w niej bardzo dużo szczerego uczucia, jest pewna umiejętność malowania sytuacji, jest ironiczny uśmiech i dyskretny umiar, świadczący o niewątpliwej szlachetności i dystynkcji duszy. O Rosji niem a ani słowa.



MÓJ TOWARZYSZ.

Jak niezapomniane na zawsze będą dla mnie te czasy, tak nigdy nie zapomnę człowieka, z którym je przeżyłem, towarzysza posępnych włóczęg wśród zgiełku ulicy, ponurych rozpamiętywań, marzeń i bolesnych zwierzeń.
Był to mężczyzna 46 letni, ceniony urzędnik państwowy a równocześnie zdolny i pełen uczucia poeta i literat, człowiek, który kochał Platona, teatr i wiersze, podpiwszy sobie mówił biegle po grecku, uwielbiał humanizm polski i grecki dramat, zachwycał się Wyspiańskim, marzył wiecznie o Włoszech. Człowiek zaczynał się dla niego od gryzipiórka, który napisał choć dwa sonety. Była to dusza niezmiernie wrażliwa i subtelna, trochę po słowiańsku mglista i płaksiwa, może słaba, ale wpatrzona w słońce i piękno.
Czasu mieliśmy obaj aż zanadto, ja, jako człowiek wolnego zawodu i którego obowiązkiem jest jak najwięcej widzieć, on, ponieważ stracił uboczne zajęcie, za pomocą którego dorabiał sobie parę koron potrzebnych do utrzymania licznej rodziny. Miał żonę chorą, dwie chore córki i dwuch dorastających synów.
Wojna spadła na niego niespodziewanie i przygniotła biedaka bezlitosnem brzemiemiem. Właśnie pożyczywszy gdzieś trochę pieniędzy, wysłał był rodzinę na wakacje na Podkarpacie, zapłaciwszy z góry za mieszkanie. Teraz musiał rodzinę sprowadzić do miasta, przyczem koszta przeprowadzki pochłonęły dość dużą część jego szczupłych funduszów a pieniądze zapłacone za letnie mieszkanie, przepadły. Zarobki uboczne odpadły. Stan żony chorej i rozdrażnionej panującem w mieście podnieceniem, pogorszył się. Synowie — obaj skauci — spędzali całe dnie poza domem, córki szyły