Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przygotowania te zajęły sporo czasu. Była już za dziesięć minut dwunasta.
— Zaczekam aż północ wybije — rzekła Inka — potem wśliznę się do pokoju Eweliny, zacznę ruszać skrzydłami i zawołam szeptem: „Chodź! Chodź“! Wytrych i placek położę jej w nogach, tak że będzie napewno wiedziała, że to nie był sen.
— A jeśli zacznie krzyczeć? — zapytała Zuzia.
— Nie zacznie. Ona kocha duchy — a szczególnie ducha Zuzanny. — Dziś wieczór sama powiedziała, że byłaby szczęśliwa, gdyby go zobaczyła.
— A jeśli mimo wszystko zacznie krzyczeć? — obstawała przy swojem Zuzia.
— O, to głupstwo! Ucieknę i schowam się do łóżka. Zanim ktokolwiek zdoła się obudzić, ja już będę spała jak zabita.
Zrobiły naprzód wywiad w pustych korytarzach, aby się upewnić, czy już jest zupełny spokój. Z otwartych drzwi słychać było tylko równy oddech. Na szczęście Ewelina mieszkała sama, z drugiej strony jednak na nieszczęście pokój jej znajdował się na samym końcu Wschodniego Skrzydła, po przeciwnej stronie budynku. Ludka i Zuzia w pantoflach i kimonach, szły na palcach za Inką, która pobiegła na koniec Alei.