Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mnie się zdaje, że on jest okropny! — rzekła Inka.
— I czemuż to? — spytał ogrodnik z miną poniekąd wyzywającą. Sam byłby z pewnością zmieszał swego chlebodawcę z błotem, ale obcemu nie myślał na to pozwolić.
— Taki jest zazdrosny o te swoje zbiory i oranżerje. Wdowa — to jest, miałam na myśli panią Trent, przełożoną — pisała do niego i prosiła go, aby klasie uczącej się botaniki, pozwolił zwiedzić swe orchideje, a on jej odpowiedział tak szorstko, jak tylko można było.
— Jestem pewny, że nie miał tego zamiaru! — twierdził ogrodnik.
— Właśnie, że tak. Tak było. Napisał, że nie może pozwolić, aby całe stado panienek uganiało po ogrodzie i łamało mu szczepy winne — jak gdybyśmy istotnie zamierzały zrobić coś podobnego? Jesteśmy przecież bardzo dobrze wychowane i umiemy się zachować. Każdego czwartku uczymy się dobrych manier.
— Może być, — odpowiedział — że był trochę szorstki. Ale widzi panienka, on się wychowywał w gorszych warunkach — jak panienka. On nie uczył się dobrych manier na pensji dla młodych panien.